Czytam powoli, smakując litery. Oceniam ostrożnie, lecz jestem wybredna ...

czwartek, 26 maja 2011

Kompletna, czysta paranoja...!

Po tym, co mi pan opowiedział, znów zakochałem się w Utrillu, w tych jego ścianach, w tych odrapanych ścianach, które potrafił tak pięknie namalować, że gdy tylko się na nie spojrzy, już chciało by się wyciągnąć ptaka i na nie naszczać. (fragment)

Bohumil Hrabal to jeden z bardziej znaczących twórców literatury XX wieku (znany między innymi z powieści, na podstawie której powstał film o tym samym tytule „Pociągi pod specjalnym nadzorem”). Mój pierwszy, dziewiczy kontakt z jego twórczością to niekonwencjonalna biografia grafika-abstrakcjonisty Vladimira Boudnika. Intrygujące, ponieważ – nie lubię biografii a mimo to – chcę jeszcze!

Słowem kluczem do tej niewielkiej, przeraźliwie różowej książeczki jest ‘niekonwencjonalna’, które otwiera nam bramy do nowych doświadczeń literackich. Zbiór anegdotek, których potencjalna prawdziwość tylko jeszcze bardziej pociąga, zbiór obrazków, których malowniczość przemawia do wyobraźni.

Nie sposób chyba powiedzieć dokładnie o czym jest „Czuły barbarzyńca. Teksty pedagogiczne” Hrabala. Dla mnie – jest to opowieść o nowych drogach dotykania świata, o jego odczuwaniu i o szukaniu inspiracji. Bo nie jest to ani opowieść o Hrabalu, ani o Vladimirze, ani o Egonie Bondym, który jest zarazem Zbyńkiem Fiszerem a raczej o zderzeniu tych różnych osobowości. Pierwsza z nich, narrator, obserwator a zarazem, zazwyczaj bardziej bierny niż czynny, uczestnik wydarzeń, drugi jest główną postacią, która swoją barwną osobowością i niezwykłą wrażliwością przyciąga dziwne wydarzenia i prowokuje współbiesiadników do opowieści nadzwyczajnych i wreszcie Egon Bondy, postać bynajmniej tajemnicza, ciągle odwołująca się do Zbyńka Fiszera, którym najwyraźniej również jest i komentująca to, co spotyka Vladimira, zazwyczaj w podobny sposób – ‘Kurwa fiks! Ten Vladimir to kompletna, czysta paranoja…!’, bo zwykł wyrażać podziw przez obrażanie. Tak więc odbieramy ten odrealniony świat z trzech różnych stron, sama opowieść Vladimira byłaby niedoskonała, bo wymagałaby od czytelnika pełnego współodczuwania, do którego zdolni są tylko tacy artyści jak on, by za nim podążyć potrzebujemy narratora, który zmyślnie podsuwa nam barwne obrazy, jak na talerzu dostajemy obiad do przetrawienia i nagle z łatwością przeżywamy te wszystkie historie, opowiadane w knajpach przy piwie i robione po piwie. I jest jeszcze Egon Bondy, barwna, choć drugoplanowa postać, która jak poczta głosowa powtarza wciąż to samo, uświadamiając nam, że to wszystko jest naprawdę niezwykłe, w momencie, gdy wydaje nam się już, że przydarza się każdemu.

Jest to także niezwykła opowieść o ciekawej przyjaźni, ciekawych ludzi, która każe im być zawsze przy sobie, mimo różnic.

Tytuł jest całkowicie trafiony, nie mógłby bardziej. Taki właśnie jest Vladimir – wykazuje nadzwyczajną wrażliwość w postrzeganiu rzeczy i ludzi a jednocześnie dostrzega piękno w rzeczach prymitywnych, uświęcając je. Ożywia to, co codzienne, nadaje mu nowy sens, głębię, dostrzegamy rzeczy, które dzieją się obok, bo on nam je wskazuje i mówi – patrz, to jest magiczne! to jest piękne! Zaraża nas swoim niezwykłym entuzjazmem, który wyraża przez swoją 'eksplozjonistyczną' grafikę.

Hrabal nie stara się więc tego jeszcze bardziej uświęcić, rzuca luźnymi, chaotycznymi z pozoru obrazami i myślami, podrzuca nam je ukradkiem w formie skondensowanej, więc pomimo tego, że książeczka jest cieniutka – czyta się ją długo. Dostajemy zaledwie klucze do drzwi a za nimi dopiero znajduje się pole do odkryć. Czytamy maleńki fragment, który pozwala na akrobatyczne wyczyny naszej wyobraźni, zmęczeni tą angażującą lekturą, musimy ją zamknąć, choćby na chwilkę, by wrócić do niej z nową energią.

Jest coś pięknie prostego i w języku, i w obrazach, i w końcu w głównej postaci. Coś tak prostego, niewinnie barbarzyńskiego i proletariackiego, że nic nie wydaje nam się w tej powieści na złym miejscu, nic nie jest nienaturalne. Nie istnieją w niej tematy tabu, choć bezwzględnie takowe są poruszane. Przechodzi to jednak niezauważanie. Nie wzdrygamy się słysząc o seksie, o sikaniu po ścianach i pisaniu listów nasieniem. To tak przystaje do treści opowieści, tak się w nią idealnie wpasowywuje, tworząc ją, że nie odbieramy tego, a przynajmniej ja tego nie odbierałam w kategoriach łamania tabu, bo tego tabu tu nigdy nie było. Vladimir jest wolnym ptakiem, ale nie takim, który uciekł z klatki, lecz takim, którego do niej nigdy nie zamknięto.

Hrabal zmyślnie dopisał do tytułu: „Teksty pedagogiczne”, bo tym ma być to w założeniu. Takim młotem, który nas otrzeźwia i mówi – to się dzieje wokół ciebie! takie może być twoje życie! wystarczy, że spojrzysz na rzeczy trochę inaczej. Sam Hrabal zresztą ujmuje to w słowach: „Wy wszyscy, którzy podziwiacie grafiki Vladimira, wiedzcie, że Vladimir, choć był proletariuszem, to i arystokratą, a jego życie to wezwanie, by w jego ślady poszli ci, którzy sądzą, że życie warte jest jeszcze tego, aby je przeżyć w pełni.”

Teraz, po lekturze jestem odrobinę zmęczona, przygnieciona tym ogromem obrazów w tak skompresowanej formie. Jestem jednak pełna dziwnej, naturalnej radości z rzeczy i dlatego żałuję tylko tego, że opowieść dobiegła już końca.

/książeczkę zdobyłam, a jakże!, w księgarnio-klubie "Czuły Barbarzyńca" w Wa-wie. Miejsce magiczne i pan ciekawy, który książeczkę tak mi polecił, właściwie nic nie mówiąc poza: "musi pani przeczytać", że musiałam ją zakupić i w końcu przeczytać, choć to dawno temu było. I bardzo dobrze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz